Stolicą Australii wbrew pozorom nie jest słynne Sydney, ale niedaleko od niego położona Canberra. Niedaleko… a właściwie to 280 km oddalona na południowy zachód od najpopularniejszego australijskiego miasta. Jednak uwierz mi, jak na Krainę Oz, odległość ta jest naprawdę niewielka. Canberra jest nowym miastem, wybudowanym totalnie od zera. Powstało ono ze względu na spory prowadzone między Sydney a Melbourne o to, które z nich powinno zostać stolicą. Nazwa Canberra została wybrana na rzecz miejscowych Aborygenów i oznacza „miejsce spotkań”.
Wyjazd na wycieczkę do stolicy zajął nam… 2 lata. Dlaczego? Hmm… Pewnie dlatego, że większość osób z którymi rozmawialiśmy nie wypowiadała się o niej entuzjastycznie. Zwykle słyszeliśmy komentarze, mówiące o tym, że Canberra to dość nudne i nijakie miasto, z małą ilością atrakcji, a co za tym idzie brakiem miejsc do zwiedzania i w dodatku życie w niej zamiera zaraz po zachodzie słońca. Właściwie to tylko z tym zamarciem moglibyśmy się zgodzić. Może niekoniecznie tuż po zachodzie słońca. Jednak wszystko cichło dość szybko w tym mieście w porównaniu do Sydney i innych większych miejsc, które mieliśmy okazję zwiedzić.
No więc od początku. Do Canberry pojechaliśmy na totalnym spontanie. Bez większego przygotowania i planowania. Skorzystaliśmy po prostu z podwózki naszych przyjaciół, którzy jechali w odwiedziny do rodziny. Gdyby nie oni prawdopodobnie nadal byśmy nie zobaczyli stolicy. A szkoda.
Już przy samym wjeździe do miasta zrobiło nam się dość miło. Krajobraz wydawał się bardziej polski niż australijski. A wiadomo, za Polską mimo wszystko tęsknimy. Zwiedzanie zaczęliśmy od siedziby Parlamentu, Commonwealth of Australia Parliament House, wzniesionym na wzgórzu Capital Hill, który wywarł na nas bardzo pozytywne wrażenie. Patrząc na sam budynek usytuowany na wzgórzu można odczuć, jakby faktycznie Parlament sprawował pieczę nad miastem. Wnętrze może niekoniecznie jest czymś wyjątkowym. Nie sądzimy, aby wyróżniał się wybitnie na tle innych parlamentów. Warto jednak wyjść na taras, z którego można podziwiać panoramę Canberry. O niej można powiedzieć, że jest wyjątkowa. Parlament dostępny jest do zwiedzania za darmo codziennie, prócz Bożego Narodzenia. Nawet 40 minutowe wycieczki z przewodnikiem są darmowe. Przed wejściem do budynku należy przejść przez kontrolę, warto więc się upewnić, czy aby na pewno nie posiadamy w torebce nowo nabytego noża kuchennego [pozdrawiamy Karolinę! 🙂 ].
Kolejną atrakcją jaka na nas czekała w Canberze, był długi spacer wzdłuż jeziora Burley Griffin, który stanowi punkt centralny stolicy. Jest to sztuczne jezioro, jednak według nas bardzo ładne i zaprojektowane z wielką starannością, jak zresztą całe miasto. Wokół niego znajduje się mnóstwo ścieżek rowerowych i parków, co dla mnie, miłośniczki jazdy na rowerze, było idealnym miejscem na spędzenie wolnego czasu.
Na sam koniec naszego długiego spaceru doszliśmy do Mauzoleum Poległych (Australian War Memorial). Powstał on w hołdzie żołnierzy poległych podczas wojny. Niestety zawędrowaliśmy tam pod koniec dnia i muzeum było już zamknięte. Mamy więc powód, aby jeszcze tu wrócić 😉
Na następny dzień z samego rana udaliśmy się na podbój ogrodu botanicznego, znajdującego się u stóp Czarnej Góry (Black Mountain). Ogród oczarował nas swoją różnorodnością. Znajduje się tutaj bowiem ok 6000 gatunków australijskiej flory. Wejście i spacery z przewodnikiem są darmowe. Miejsce to urzekło nas tak bardzo, że moglibyśmy spędzić tam cały dzień. Do Canberry przyjechaliśmy jednak tylko na 2 dni, więc mieliśmy dość ograniczony czas na poszczególne atrakcje.
W planach mieliśmy bowiem spędzić po południe na festiwalu zwanym Floriade. Zanim jednak tam doszliśmy, zajrzeliśmy do Hotel Hotel, miejsca gdzie można nie tylko znaleźć nocleg, ale dobrze zjeść w znajdujących się tam restauracjach i popodziwiać przeróżne artystyczne wytwory. Dzięki niezwykłemu wnętrzu, hotel ten jest bardzo często wybierany na sesje zdjęciowe przez młode pary.
Kilka słów o Floriadzie. Jest to coroczny festiwal kwiatów odbywający się wczesną wiosną w stolicy Australii. Prócz miliona kwitnących tulipanów, żonkili, bratków, stokrotek i wielu innych kwiatów możemy znaleźć również stoiska z jedzeniem, pamiątkami, wystawami oraz masę przeróżnych koncertów i warsztatów. Naszym największym zaskoczeniem był występ polskiej grupy tanecznej „Wielkopolska”. Kto by pomyślał, że to właśnie tutaj spotkamy rodaków ubranych w tradycyjne stroje, tańczących Krakowiaka.
Floriada, według australijskiej prasy, ze względu na swój niepowtarzalny klimat to idealny czas na randki dla zakochanych par. Również dzieci nie będą się tutaj nudzić. Na festiwalu dostępnych jest masa rozrywek dla maluchów począwszy od karuzel, diabelskiego młyna a skończywszy na degustacjach lokalnych miodów oraz orzeszków.
To jak tam? Będziemy teraz wszystkim zachwalać stolicę i namawiać do przyjazdu?
Nie tak szybko… Canberra to dość specyficzne miasto. Przyjeżdżając tutaj ma się wrażenie, że wszystko zostało zaplanowane z największą dokładnością. Skrzyżowania są idealne, drogi proste. Nie ma tutaj mowy o jakimkolwiek nieładzie. Chociażby ze względu na to, warto byłoby tutaj wpaść na kilka dni. Właśnie, na kilka dni. My wpadliśmy do stolicy na jedyne dwa. Co prawda nie udało nam się wszystkiego zwiedzić, jednak pozostały nam do zobaczenia głównie muzea. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że przyjeżdżając do Canberry na kilka tygodni, trochę byśmy się ponudzili, jak to zapewniali nasi znajomi. Przyjeżdżając jednak na dwa dni, spędziliśmy w tym mieście bardzo fajnie czas i nie żałujemy naszej spontanicznej wycieczki.
Jeśli przyjeżdżasz do Australii jedynie na kilka tygodni, Canberra nie koniecznie musi znajdować się na liście miejsc do zobaczenia. Jednak jeżeli wpadasz na nieco dłużej bądź mieszkasz w Australii (szczególnie w Sydney i okolicach), według nas kilkudniowa wycieczka do stolicy jest jak najbardziej świetnym pomysłem 🙂